poniedziałek, 7 kwietnia 2014

Terapia Pierwsza

          Patrzyłam niezbyt zaciekawiona na budynek znajdujący się przede mną. Wyglądał okropnie z zewnątrz - poszarzałe i popękane ściany, odpadający tynk i zasłonięte okna mimo słonecznej pogody.
Przeniosłam wzrok na drobną kobietę. Miała podkrążone oczy, cienkie spierzchnięte usta i ciasno związane włosy. Podeszłam do niej, a ona potarła moje ramię. Najwyraźniej nie była gotowa żeby przytulić własną córkę.
-Mamo, nie rób tego...- wyszeptałam, a ona blado się uśmiechnęła. Założyła kosmyk, moich rubinowych włosów za ucho. Zawsze tak robiła, gdy chciała mnie przeprosić za coś co musiała zrobić, ale tego nie chciała. Westchnęłam cicho i wbiłam swoje paznokcie w wewnętrzną część dłoni. Nie przedłużając tego, mama weszła do środka, a ja niechętnie za nią. Korytarz wyglądał o wiele lepiej. Odnowione, zielone ściany, jasne brązowe panele i mahoniowe krzesła. Ciekawe czemu akurat ten kolor. Podobno działa uspokajająco. W takim miejscu, się przyda dużo spokoju.  Podeszłyśmy do recepcji, gdzie siedziała otyła kobieta z mocną, czerwoną szminką na ustach i nierównych kreskach.
-Słucham?- powiedziała grubym głosem, a ja już wiedziałam, że się nie polubimy. Niestety, mam bardzo duże ambicje w obrażaniu ludzi. Między innymi. dzięki temu się tutaj znalazłam.
-Nazywam się Rose Rowlands. Byłysmy umówione do doktora Tomlinsona.- powiedziała mama, a ja już układałam sobie w wyobraźni wygląd mężczyzny. Dość stary, przy kości, w okularkach i z irytującym, świdrującym spojrzeniem. Tak właśnie wyobrażałam sobie lekarzy z tej dziedziny.
-Oczywiście, już po niego idę.- odpowiedziała i wstała z krzesełka z niemałym skrzypnięciem. Miałam ochotę parsknąć śmiechem, ale jedyne co zrobiłam to nikle się uśmiechnęłam. Niestety, nie umknęło to uwadze mojej mamy, która skarciła mnie wzrokiem. Po niedługiej chwili z pokoju obok recepcji, wyszła kobieta razem z młodym mężczyzną. Niebieskie oczy, kilkudniowy zarost, wąskie usta i nienagannie ułożone włosy. Spod długich rękawów koszulki, można było zauważyć tatuaże. Miała pójść po doktora, a nie po jakiegoś pacjenta, praktykanta czy kim on tam był. Podeszli do nas, a on uśmiechnął się lekko w moją stronę.
-Witam, nazywam się Louis Tomlinson. Od dzisiaj będziemy codziennie spędzać ze sobą przynajmniej dwie godziny.- powiedział i wysunął w moją stronę dłoń, którą uścisnęłam, nie przedstawiając się.
-Dzień dobry, doktorze. To jest właśnie Andy. Przepraszam, że tak wygląda. Nie chciała założyć niczego innego.- powiedziała matka, a ja poczułam jak ściska mi się ze złości w żołądku. Czy ona naprawdę pierwsze co ma do powiedzenia mojemu psychiatrze to mój strój?
-I bardzo dobrze.- spojrzałam na niego zaciekawiona, a on widząc mój wzrok kontynuował.- Lubie kiedy moi pacjenci są szczerzy w pokazywaniu siebie. Łatwiej mi wtedy do nich dotrzeć.
To się jeszcze okaże. Zaprosił nas do gabinetu, a ja ponownie złapałam rączkę swojej walizki i razem z mamą poszłyśmy za nim. Pomieszczenie było utrzymane w dość ciemnych tonach co mi się bardzo spodobało. Nie żebym była kipiała sztucznym mrokiem czy coś, ale w takich miejscach łatwiej mi zamknąć się w sobie. Doktor razem z mamą omawiali mój pobyt tutaj, a ja niezainteresowana ich rozmową wyjęłam z kieszeni moją Lumię. Chciałabym Iphone'a, ale mam dużą tendencje do rzucania telefonem, więc wiadomo czemu nie posiadam cuda Apple'a. Włączyłam ambitną grę z nazwą "Flappy Bird", która o dziwo zamiast mnie denerwować działa uspokajająco. A tego mi w najbliższym czasie będzie dużo potrzebne.
-Andy, twoja mama już idzie. Nie pożegnasz się?- spytał szatyn, a ja przeniosłam wzrok z ekranu na mamę. Odłożyłam urządzenie na blat biurka i stanęłam naprzeciw kobiety. Spojrzałam w dół, bo była ode mnie sporo niższa. Wzrost niestety odziedziczyłam po tacie.
-Nie zostawiaj mnie tutaj.- szepnęłam, a ona jedynie się do mnie uśmiechnęła i wyszła z pomieszczenia. Jak mogła?! Opuszcza mnie na prawie dwa miesiące, zostawiając z wariatami i nawet jej nie stać głupie "do zobaczenia", albo chociaż "Pa"? Westchnęłam głośno i przejechałam ręką po karku.
-To jak? Uda mi się wreszcie zamienić z tobą słówko?- odwróciłam się do mężczyzny przodem i powiedziałam lekko zirytowanym tonem.
-Nie jestem świruską.- on zachowując powagę odpowiedział.
-Nikt tak nie twierdzi, Andy.- prychnęłam i usiadłam z powrotem na fotelu. - Więc ile masz lat?
-Masz wszystko w papierach.- odpowiedziałam, co przyjął ze stoickim spokojem. Znów zaczęłam być wredna i opryskliwa. Prawdziwa natura przedostała się przez maskę osoby nie do ruszenia.
-Owszem mam, ale miło byłoby to usłyszeć.
-Nie wiem po co zadajesz zbędne pytania.
-Od kiedy jesteśmy na "ty?".- spytał lekko się uśmiechając i uniósł brew do góry. Wzruszyłam ramionami w odpowiedzi.
-Zaprowadzisz mnie do mojego pokoju? Musisz się zająć wariatami.- mruknęłam i wstałam z siedzenia. On także podniósł tyłek z biurka i zgromił mnie wzrokiem.
-Czemu mówisz, że są wariatami?
-W końcu tutaj trafili. To jasne, że nimi są.
-Więc uważasz się za jedną z nich?- parsknęłam śmiechem, ukazując smiley'a tkwiącego w moim wędzidełku.
-Chyba sobie żartujesz. Ja jestem od nich inna. Nie jestem taka jak oni.- warknęłam a on uśmiechnął, się odpuszczając. No i takim sposobem poznałam kolejną osobę, której nie polubię. Machnął ręką w geście, abym za nim szła co też uczyniłam, znów biorąc walizkę. Weszliśmy po kręconych schodach, na górę. Gdzie było multum ponumerowanych pokoi. Na, niektórych były różne napisy, utworzone markerem, inne podrapane lub w stanie nie naruszonym. Trochę przerażająco to wyglądało. Gdzie ja trafiłam... Lekarz wszedł do pokoju z numerem "38", a ja zaraz za nim. Wnętrze było nawet w porządku. Morskie ściany, białe meble i ciemna podłoga. W rogu stało małe łóżko, obok komódka. Na prawo znajdowała się szafa oraz krzesło obrotowe z biurkiem. Pomieszczenie było naprawdę zadbane.
-Tutaj będziesz mieszkać. Możesz sobie urządzić pokój jak tylko sobie zażyczysz, pomijając jakieś generalne remonty.- znaczy, że chodziło mu jedynie o dodatki. Skinęłam głową i rzuciłam torbą na łóżko.- Zmęczona podróżą?
-Może trochę.- mruknęłam wchodząc głębiej. Usłyszałam jak się zaśmiał i lekko się skrzywiłam. Usiadłam na łóżku, a Tomlinson na krześle.
-To co porozmawiamy trochę o tobie, czy chcesz się najpierw zaaklimatyzować? - odpowiedź przyszła bardzo szybko.
-Zostanę i się już położę.- nadal utrzymywałam nieprzyjemny ton. Dlaczego? Chciałam go do siebie zrazić, tak jak zwykle to robiłam. W końcu byle jaki doktorzyna nie zmieni moich upodobań i charakteru.
-Zgoda. Przyjdę po ciebie jutro o dziewiątej. Masz być już ubrana, umyta i takie tam.- przewróciłam oczami i skinęłam. Mężczyzna wyszedł z pomieszczenia. Przejechałam dłonią po twarzy. To będą długie miesiące wśród bandy kretynów.

***


Od razu podkreślam, że ja jako autorka nie mam na myśli obrażania innych ludzi w moim opowiadaniu. Przedstawiam jedynie postawę oraz charakter głównej bohaterki. :)
Pozdrawiam, i jeśli przeczytałeś: SKOMENTUJ!

4 komentarze:

  1. To jesttt ... super :d Czekam na nexttt <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ps. zapraszam też do siebie : my-life-with-1d.blogspot.com <3

      Usuń
  2. Wow, kocham główną bohaterkę! :D Uwielbiam opowiadania o tematyce innej, niż te klasyczne ( była sobie jakaś dziewczyna i ogromnym cudem poznała 1D, i jeszcze większym cudem (o ile to możliwe) jeden z nich sie w niej zakochuje) , a twoje należy do tych oryginalnych, na pewno! :) Będe czytać, jestem tego pewna!
    /\/\/\

    OdpowiedzUsuń