Znów ten głos.
Znów ten dotyk.
Znów ta melodia.
Znów ten taniec.
Znów ten pocałunek.
Znów ten upadek.
Znów ten ból.
Znów ta czerń.
Znów brak jego.
Gwałtownie
podniosłam swoje ciało do pozycji siedzącej. Rozejrzałam się dookoła
pokoju i szybko wstałam, aby włączyć światło. Żółte promienie raziły
mnie po oczach, na co zamknęłam je, ale znów otworzyłam obawiając się.
Przełknęłam głośno ślinę i zjechałam po ścianie. Przejechałam ręką po
policzku, był mokry. Znowu musiałam płakać w nocy. Po tylu miesiącach
czekoladowe oczy nadal mnie nawiedzały w nie snach, lecz koszmarach. Na
czworaka podeszłam do łóżka i wygrzebałam spod poduszki telefon. Szybko
go odblokowałam i wpisałam czterocyfrowy kod. Wśród kontaktów znalazłam
ten konkretny i wcisnęłam podobiznę lekarza.
--Słucham?--
usłyszałam w słuchawce lekko zaspany i zachrypnięty głos. Oddech nadal
mi się nie wyrównał a z mojego gardła nie wyszło nawet słowo.
--Andy
co się dzieje?!-- znów milczałam i głośno oddychałam. Chciałam prosić, a
nawet byłabym zdolna błagać żeby teraz tu przyszedł. Nie chciałam być
sama nie teraz.
--Zaraz
będę, odklucz się.-- przerwał połączenie, a ja podeszłam do drzwi i
przekręciłam metalowym cudeńkiem w zamku. Wróciłam na łóżko i przetarłam
dłonią twarz. Do pokoju wpadł zdyszany doktorek. Znaczy, że biegł całą
drogę z końca tego długiego korytarza. Podszedł do mnie, poprzednio
przekręcając klucz. Przyklęknął przed łóżkiem i spojrzał na mnie. Już
otwierał usta, aby ponownie spytać co się stało, lecz mu przerwałam.
-Zostań
ze mną.- szepnęłam spuszczając głowę, którą podparłam prawą dłonią. Nie
odezwał się i usiadł obok na pościeli. Wzięłam do rąk poduszkę i
ukryłam w niej głowę. Musiałam być silna, ale nie mogłam. Podobno
każdemu może się przytrafić słaby moment, ale nie mi. Objął mnie
ramieniem i przygarnął do siebie. Szybko się wyrwałam, a on spojrzał na
mnie zdziwiony.
-Nie odsuwaj mnie od siebie księżniczko.- uśmiechnęłam się i trzepnęłam go w ramię. Nadal nie może mnie tak nazywać.
Milczenie zaczęło być męczące. Nie mieliśmy o czym rozmawiać, ale co
innego mielibyśmy robić? Wzięłam telefon i włączyłam internet. Po
dłuższej chwili włączyłam "V jak Vendetta". Spojrzał na mnie, a ja
przysunęłam się trochę bliżej i położyłam komórkę na jego kolanie tak,
żebyśmy oboje widzieli.
-Kocham ten film.- mruknęłam, a doktorek się zaśmiał.
-Nie sądziłem, że powiesz mi coś o sobie z własnej woli.- wzruszyłam ramionami i zajęliśmy się oglądaniem.
Poczułam na swoim ramieniu czyjąś dłoń. Moja ręka wędrowała w górę i w
dół, na co mruknęłam niezadowolona i włożyłam głowę pod poduszkę.
Niechciany osobnik zdarł ze mnie kołdrę na co bardziej zwinęłam się w
kłębek. Jak można tak brutalnie budzić człowieka, no jak?! Zepchnięto
mnie z łóżka na podłogę. Pisnęłam i momentalnie zaczęłam wypowiadać
wiązankę z moich ust. Podniosłam się i spojrzałam na mojego oprawcę,
którym okazał się doktorek.
-Co ty tu robisz?!- wrzasnęłam i wzięłam do ręki poduszkę, którą następnie rzuciłam w jego kierunku. Złapał ją bezproblemowo.
-Stoję, ale chwilę temu cię budziłem.- powiedział i usiadł.- Dowiem się co wczoraj się stało?
-Miałam
koszmar. Nie chciałam być sama.- wzruszyłam ramionami i usadowiłam się
naprzeciwko niego na biurku. Spojrzałam na tors lekarza i nie mogłam
się powstrzymać od przygryzienia wargi. Takie ciało to mi się po nocach
śni, a tu proszę jest na wyciągnięcie ręki. Szkoda, że zakazane.-
Seksowny jesteś, wiesz?
Roześmiał się i pokręcił głową z niedowierzaniem. Wstał i położył ręce pomiędzy moim ciałem.
-Wiem,
a ty ponętna.-mruknął, a jego dłoń wylądowała na mojej szyi. Mruknęłam
cicho, ale wiedziałam, że się ze mną droczy. Taka taktyka tez ci nie
wyjdzie mój drogi Louisie. Odepchnęłam go od siebie stopą i szeroko się
uśmiechnęłam.
-Słodkiś, ale wiesz. Tak też ci się nie uda
skarbeńku.- powiedziałam i poszłam się odświeżyć do łazienki. Weszłam
pod prysznic i umyłam ciało oraz włosy. Wytarłam się ręcznikiem i
poszłam umyć zęby. W samym ręczniku pojawiłam się w pokoju, gdzie
znajdował się już ubrany Tomlinson. Wolałam go w wydaniu bokserki+dresy,
ale tak też jest dobrze.
-Gotowa na pierwsze spotkanie grupowe?-
powiedział, a ja podeszłam do nadal leżącej sterty ubrań. Chwyciłam
zieloną bieliznę i jakieś pierwsze lepsze ubrania, po czym wróciłam do
łazienki. Założyłam stanik i majtki, następnie czarną bluzkę z logo 'The
Rolling Stones", do tego czerwone spodnie z ćwiekami. Skarpetki w paski, także
obowiązkowo znalazły miejsce na moim ciele. Mówiłam, że lubię
paski? Znów znalazłam się poza kafelkowym pomieszczeniem.
-Z kim
będzie ta idiotyczna terapia?- spytałam zakładając pasek z klamerką w
kształcie czaszki i zarzuciłam bordowo-czarną koszulę. Usiadłam obok
Tomlinsona uprzednio łapiąc kosmetyczkę.
-A jak myślisz? Znasz już
Milly, Petera, Rose i Jake'a prawda?- przewróciłam oczami wkładając tym
samym pędzelek z eyelinerem do białka ocznego. Syknęłam z bólu. -
Pokaż, księżniczko.
Odwrócił w swoją stronę moją buźkę i zaczął
chusteczką grzebać w moim narządzie wzroku. Kiedy już skończył poklepał
mnie po ramieniu.
-Chcesz, żebym z nimi siedziała gdziekolwiek
indziej niż stołówka?- mruknęłam niezadowolona poprawiając kreski.
-A czemu nie?- spytał. Wzruszyłam ramionami.
-Nie
lubię ich. Milly jest sztuczna, Peter gwałtowny, nawet bardziej ode mnie, Rose
za milutka a Jake... W sumie do niego nic nie mam. Czemu tu jest?- z
gotowym makijażem rzuciłam kosmetyczką w kierunku biurka. Niestety nie
trafiłam. Tomlinson przetarł kark dłonią i spojrzał w dół.
-Jake
ma rozdwojenie jaźni. Raz jest milutkim chłopcem ze swoim ukochanym
króliczkiem, a następnie wcielonym psychopatą, który chce wszystkich
pozabijać.- odpowiedział, a ja patrzyłam na niego jak na ostatniego
kretyna. Zaraz... on jest ostatnim kretynem.
-Żartujesz?-
szepnęłam, a on jedynie zaprzeczył ruchem głowy. W tym momencie zaczęłam
w jakiś sposób doktorka podziwiać. Nie brak mu odwagi do zmierzania się
z taką osobą. Żeby było jasne - nadal go nie lubię.
-Gotowa jesteś?- wstałam i włożyłam do tunelu białą spiralkę przypominającą kość. Na rękę wsunęłam kolczatkę i mogłam iść.
-Teraz
tak. Czyli śniadanko najpierw?- uśmiechnęłam się do niego, a on
podszedł do drzwi. Poszłam za nim i po chwili znaleźliśmy się w
stołówce.
Przed pokojem terapeutycznym poznałam ciekawą dziewczynę. Czarne włosy do ramion pasowały do jej owalnej twarzy. Piwne oczy podkreślały azjatycką urodę Jamie. Styl nie był aż tak daleki od mojego, ale ona nie lubiła tatuaży i piercingu. Jak tak można w ogóle. Siedziałyśmy na korytarzu i rozmawiałyśmy o bzdetach typu: szkoła, nowe smartfony, zainteresowania. Jej zdążyłam powiedzieć więcej w przeciągu pięciu minut niż doktorkowi w ciągu trzech dni. Oby mu nic nie gadała bo poćwiartuję tasakiem.
-U jakiego lekarza wylądowałaś?- spytała brunetka lecz po chwili dodała- Bo ja u McDuffa. Kojarzysz? Taki grubasek w okularkach.- Uśmiechnęłam się przypominając sobie jak wyobrażałam sobie psychiatrę. Myślałam, że sama trafię na jakiegoś debila w stylu właśnie pana McDuffa, ale nie... Trafiłam na przystojnego debila co to myśli, że skoro jest psychiatrą to mu wszystko powiem. Takiego wała!
-Tomlinson.- odpowiedziałam, na co dziewczyna rozszerzyła oczy, zmarszczyłam brwi. Co niby miał znaczyć ten wytrzeszcz?-Co?
-No bo... tego. Do Tomlinsona trafiają najgorsze przypadki. Coś zrobiła?- spojrzałam na nią jak na idiotkę. Ja? Najgorszy przypadek? To się ze sobą sprzecza nie ważne, z której strony na to spojrzysz. No dobra, ja rozumiem że próba samobójcza to jakaś tam "tragedia", ale żeby zostać, znów powtórzę, najgorszym przypadkiem to przesada. Na pewno jest tu multum ludzi, którzy próbowali zrobić to samo tylko w inny sposób. Na przykład tabletki, skoczenie z mostu, rzucenie się pod auto, specjalnie spowodowany wypadek lotniczy, wejście do klatki jakiegoś psa se wścieklizną... No istne Dumb Ways To Die.
-Przesadzasz, trafiłam do niego przypadkiem pewnie.- wzruszyłam ramionami na co pokręciła głową z poirytowaniem. Naszą rozmowę przerwały cioty ze stołówki. Nie oszukujmy się oni dla mnie zawsze nimi będą. Peter podszedł do nas i przywitał się z Jamie buziakiem w policzek, co po chwili uczyniła reszta. Mówcie co chcecie, ale dla mnie to jest ohydne. Naprawdę. - Jesteście obleśni.
-Oh, wybacz. Nie zauważyliśmy cię.- mruknęła Milly dosyć niepewnie. Matko Bosko, kobieto! Obrażanie ludzi to majstersztyk, a ty to mówisz to tak jakbyś jaj nie miała.
-Za to ciebie widać pewnie nawet w Paragwaju.- odpowiedziałam za co dostałam w łeb od osiłka. Jak. Można. Uderzyć. Jakąkolwiek. Kobietę? Nawet jeśli jest taka jak ja? - Woo! Damski bokser.
-To ty jesteś za delikatna, księżniczko.- przestańcie z tą księżniczką. To męczące już jest. Nie mogliście mi jakiegoś innego przydomka podarować. Chociażby, a ja wiem... giermek?
-Skończcie wreszcie. Wasze sprzeczki robią się męczące.- Rose warknęła, wooow, że ją w ogóle na to stać! Wskazałam na szatyna, mówiąc tym samym "To wszystko jego wina, bo to on jest kartoflem", ale szybko dostałam w łapę od małego.
-Ręką się nie pokazuje, debilko!- wrzasnął na mnie, a moje oczy właśnie przypominały pięciozłotówki. Malutki, milusi Jake stał się... straszny. Naprawdę wyglądał teraz jak opętaniec. Zamglony i trochę zmrużony wzrok, poważna mina i ten głos, jakby nie jego.
-Milly! Leć po Tomlinsona!- wrzasnął Peter i wziął małego na ręce. On automatycznie zaczął się szarpać i wykrzykiwać przekleństwa. Szczerze? Trochę mnie ta sytuacja bawiła i trochę przerażała. Bo kurde małe, słodziachne dziecko staje się szatanem w drobnym ciele. Zwłaszcza jak mówił te wszystkie kurwy i pierdolenia głosem dziecka, ale wiecie takiego dobrze jebniętego. W ten oto sposób dostrzegłam kolejny powód dlaczego oni są świrusami, a ja nie.
Po paru minutach pojawił się doktorek z jakimiś kolorowymi tabletkami w ręce. Peter położył małego na podłodze i przytwierdził do podłoża. Louis podniósł lekko głowę Jake'a, który nadal się wyrywał i klął, po czym wsadził do ust wszystkie pastylki. Podłożył mu pod nos wodę, którą szybko wypił. Jeszcze przez chwilę się szarpał aż w końcu zasnął. Mężczyźni usiedli zmęczeni, Tomlinson pod ścianą, a Peter na krześle przy Jamie. Podeszłam do szatyna i usiadłam obok. Dyszał ze zmęczenia. Jake dostał jakiegoś przypływu siły czy co?
-Co jest, doktorku?- spytałam, a on pokręcił głową i uśmiechnął się.
-Przypominasz mi teraz królika Bugs'a wiesz?- jak to mam już w zwyczaju trzepnęłam go w ramię. Wyciągnął telefon i napisał sms'a, do którejś z pielęgniarek żeby zaniosły Harrixa do jego pokoju.- Dzieciaki, dzisiaj nie będzie terapii. Możecie rozejść się do pokoi. Bez Jake'a to bez sensu.
I wiecie co? Upiekło mi się przez tą całą aferę. To będzie chamskie, ale... JESZCZE OSIEMDZIESIĄT SIEDEM DNI W TEN SPOSÓB!
***
Macie wcześniej. Boże... jeszcze wczoraj nie miałam żadnego pomysłu, a tu proszę 8)
Wyszedł JAKO TAKO. :C
Rozdział dedykuję mojemu kochanemu Anonimkowi ♥ I... co myślicie o zakładce "Pytania do bohaterów"? :3 Sama nie mam ask'a (BRAK FEJMU!), ale mogłabym założyć ^^.
Btw. Macie jarajcie się Andy i Tomlinson spędzili razem nockę. XD
Jest dużo błędów bo nie ma kto mi sprawdzić, zrobiłabym to sama, ale mam zapierdol w szkole. Zaległości po dwóch tygodniach zapalenia płuc same się nie nadrobią. A mam do zalcizenia w chuja sprawdzianów i jutro chemia. A jak pomyślę o Sieciach komputerowych... Matulo...
Branoc pyszczaki i do następnego!