piątek, 25 kwietnia 2014

Liebstar Award, czy jakkolwiek się to pisze. ^^

Nominacja do Liebstar Award jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za "dobrze wykonywaną robotę". Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbie obserwatorów, więc daje możliwość ich rozpowszechnienia. Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która cię nominowała. Następnie ty nominujesz 11 osób (musisz ich o tym poinformować) oraz zadajesz im 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który Cię nominowała.

Cześć, witajcie moi kochani 8D To moja pierwsza nominacja i jaram się jak... BOŻE. 
Nie mogę nadal w to uwierzyć. *Piski za 3..2..1*

Nominacja od: Julki Styles z bloga Slick i artihamiracle You have to Your Child
Dziękuję bardzo ♥

Pytanka od Julki Styles:

1. Jak masz na imię?
  Asia :3
2. Ile masz lat?
  17... czuję się staro.
3. Ulubiony członek z 1D?
  Louis ♥
4. Skąd pomysł na bloga?
  Z życia prywatnego.
5. Gdzie chciałabyś mieszkać w przyszłości?
  Nowy York :)
6. Kim chciałabyś zostać w przyszłości?
  Grafikiem lub programistą.
7. Ulubiona piosenka 1D?
  Midnight Memories
8. Do jakich fandomów należysz?
Uwaga rozwalę was:
A jakie kurwa są?Jeśli chodzi o coś typu: Directioner, Chwastonators czy Saszanators...
To do żadnych ♥  Tak nie jestem Directioner, jestem po prostu fanką :)
9. Jaki jest twój ulubiony przedmiot w szkole?
  Witryny i aplikacje internetowe (WIAI)
10. Jakie było twoje pierwsze wrażenie o 1D?
 "Da fuq. To boysbandy jeszcze istnieją?"

Pytania od artihamiracle:


1. Ile masz lat?
17
2. Masz rodzeństwo?
Nie :D I całe szczęście. Musiałabym się komputerem dzielić. :C
3. Jak wyobrażasz sobie swoją przyszłość?
Siedzenie na dupie z komputerem, kiedy tworzę jakiś fajny program a mój mężulek robi mi kawusię. Tak, marzenia są piękne. XD
4. Ulubiony członek One Direction?
Louis ♥
5. Ulubiona piosenka 1D?
Midnight Memories
6. Ulubiona aktorka?
Nie mam :)
7. Jak masz na imię?
Asia
8. Masz chłopaka?
Mam. :3
Pozdro Tomcio ♥
9. Ulubiony serial?
A to ciekawe pytanko, bo na ogół nie oglądam TV.
Ale chyba The Walking Dead.
10. Ulubione ff (podaj link)?
Wszystkie ulubione ff są w zakładce "Czytam i polecam ♥" Tak więc odsyłam tam :)
11. Napiszesz wierszyk?
Pan Pierdołka spadł ze stołka,
Przyszła żmija dała w ryja,
Przeszedł lew,
Wypił krew,
Pan Pierdołka rano zdechł.


Nominuję:
(Wybaczcie, że nie jest tego 11, ale ja nawet nie czytam tylu blogów o małej liczbie wyświetleń, zeby było ich 11.. XD)

Pytania:

1. Grasz na jakimś instrumencie?
2. Co sądzisz o tańcu zwanym Street Dance?
3. Ulubiona herbata?
4. Zrobiłabyś sobie tatuaż?
5. Jakiś piercing? 
6. Telefon z Androidem, Windowsem czy iOS'em?
7. Ulubione słodycze? 
8.Szkic czy pełny obraz?
9. Umiesz ułożyć kostkę rubika?
10. Rozszerzona matma czy rozszerzony angielski? 
11. Narysujesz coś? 

No więc do zobaczenia na Czwartej Terapii. :3

środa, 23 kwietnia 2014

Terapia Trzecia

Znów ten głos.
Znów ten dotyk.
Znów ta melodia.
Znów ten taniec.
Znów ten pocałunek.
Znów ten upadek.
Znów ten ból.
Znów ta czerń.
Znów brak jego.

                 Gwałtownie podniosłam swoje ciało do pozycji siedzącej. Rozejrzałam się dookoła pokoju i szybko wstałam, aby włączyć światło. Żółte promienie raziły mnie po oczach, na co zamknęłam je, ale znów otworzyłam obawiając się. Przełknęłam głośno ślinę i zjechałam po ścianie. Przejechałam ręką po policzku, był mokry. Znowu musiałam płakać w nocy. Po tylu miesiącach czekoladowe oczy nadal mnie nawiedzały w nie snach, lecz koszmarach. Na czworaka podeszłam do łóżka i wygrzebałam spod poduszki telefon. Szybko go odblokowałam i wpisałam czterocyfrowy kod. Wśród kontaktów znalazłam ten konkretny i wcisnęłam podobiznę lekarza.
--Słucham?-- usłyszałam w słuchawce lekko zaspany i zachrypnięty głos. Oddech nadal mi się nie wyrównał a z mojego gardła nie wyszło nawet słowo.
--Andy co się dzieje?!-- znów milczałam i głośno oddychałam. Chciałam prosić, a nawet byłabym zdolna błagać żeby teraz tu przyszedł. Nie chciałam być sama nie teraz. 
--Zaraz będę, odklucz się.-- przerwał połączenie, a ja podeszłam do drzwi i przekręciłam metalowym cudeńkiem w zamku. Wróciłam na łóżko i przetarłam dłonią twarz. Do pokoju wpadł zdyszany doktorek. Znaczy, że biegł całą drogę z końca tego długiego korytarza. Podszedł do mnie, poprzednio przekręcając klucz. Przyklęknął przed łóżkiem i spojrzał na mnie. Już otwierał usta, aby ponownie spytać co się stało, lecz mu przerwałam.
-Zostań ze mną.- szepnęłam spuszczając głowę, którą podparłam prawą dłonią. Nie odezwał się i usiadł obok na pościeli. Wzięłam do rąk poduszkę i ukryłam w niej głowę. Musiałam być silna, ale nie mogłam. Podobno każdemu może się przytrafić słaby moment, ale nie mi. Objął mnie ramieniem i przygarnął do siebie. Szybko się wyrwałam, a on spojrzał na mnie zdziwiony.
-Nie odsuwaj mnie od siebie księżniczko.- uśmiechnęłam się i trzepnęłam go w ramię. Nadal nie może mnie tak nazywać.
            Milczenie zaczęło być męczące. Nie mieliśmy o czym rozmawiać, ale co innego mielibyśmy robić? Wzięłam telefon i włączyłam internet. Po dłuższej chwili włączyłam "V jak Vendetta". Spojrzał na mnie, a ja przysunęłam się trochę bliżej i położyłam komórkę na jego kolanie tak, żebyśmy oboje widzieli.
-Kocham ten film.- mruknęłam, a doktorek się zaśmiał.
-Nie sądziłem, że powiesz mi coś o sobie z własnej woli.- wzruszyłam ramionami i zajęliśmy się oglądaniem.

            Poczułam na swoim ramieniu czyjąś dłoń. Moja ręka wędrowała w górę i w dół, na co mruknęłam niezadowolona i włożyłam głowę pod poduszkę. Niechciany osobnik zdarł ze mnie kołdrę na co bardziej zwinęłam się w kłębek. Jak można tak brutalnie budzić człowieka, no jak?! Zepchnięto mnie z łóżka na podłogę. Pisnęłam i momentalnie zaczęłam wypowiadać wiązankę z moich ust. Podniosłam się i spojrzałam na mojego oprawcę, którym okazał się doktorek.
-Co ty tu robisz?!- wrzasnęłam i wzięłam do ręki poduszkę, którą następnie rzuciłam w jego kierunku. Złapał ją bezproblemowo.
-Stoję, ale chwilę temu cię budziłem.- powiedział i usiadł.- Dowiem się co wczoraj się stało?
-Miałam koszmar. Nie chciałam być sama.- wzruszyłam ramionami i usadowiłam się naprzeciwko niego na biurku.  Spojrzałam na tors lekarza i nie mogłam się powstrzymać od przygryzienia wargi. Takie ciało to mi się po nocach śni, a tu proszę jest na wyciągnięcie ręki. Szkoda, że zakazane.- Seksowny jesteś, wiesz?
Roześmiał się i pokręcił głową z niedowierzaniem. Wstał i położył ręce pomiędzy moim ciałem.
-Wiem, a ty ponętna.-mruknął, a jego dłoń wylądowała na mojej szyi. Mruknęłam cicho, ale wiedziałam, że się ze mną droczy. Taka taktyka tez ci nie wyjdzie mój drogi Louisie. Odepchnęłam go od siebie stopą i szeroko się uśmiechnęłam.
-Słodkiś, ale wiesz. Tak też ci się nie uda skarbeńku.- powiedziałam i poszłam się odświeżyć do łazienki. Weszłam pod prysznic i umyłam ciało oraz włosy. Wytarłam się ręcznikiem i poszłam umyć zęby. W samym ręczniku pojawiłam się w pokoju, gdzie znajdował się już ubrany Tomlinson. Wolałam go w wydaniu bokserki+dresy, ale tak też jest dobrze.
-Gotowa na pierwsze spotkanie grupowe?- powiedział, a ja podeszłam do nadal leżącej sterty ubrań. Chwyciłam zieloną bieliznę i jakieś pierwsze lepsze ubrania, po czym wróciłam do łazienki. Założyłam stanik i majtki, następnie czarną bluzkę z logo 'The Rolling Stones", do tego czerwone spodnie z ćwiekami. Skarpetki w paski, także obowiązkowo znalazły miejsce na moim ciele. Mówiłam, że lubię paski? Znów znalazłam się poza kafelkowym pomieszczeniem.
-Z kim będzie ta idiotyczna terapia?- spytałam zakładając pasek z klamerką w kształcie czaszki i zarzuciłam bordowo-czarną koszulę. Usiadłam obok Tomlinsona uprzednio łapiąc kosmetyczkę.
-A jak myślisz? Znasz już Milly, Petera, Rose i Jake'a prawda?- przewróciłam oczami wkładając tym samym pędzelek z eyelinerem do białka ocznego. Syknęłam z bólu. - Pokaż, księżniczko.
Odwrócił w swoją stronę moją buźkę i zaczął chusteczką grzebać w moim narządzie wzroku. Kiedy już skończył poklepał mnie po ramieniu.
-Chcesz, żebym z nimi siedziała gdziekolwiek indziej niż stołówka?- mruknęłam niezadowolona poprawiając kreski.
-A czemu nie?- spytał. Wzruszyłam ramionami.
-Nie lubię ich. Milly jest sztuczna, Peter gwałtowny, nawet bardziej ode mnie, Rose za milutka a Jake... W sumie do niego nic nie mam. Czemu tu jest?- z gotowym makijażem rzuciłam kosmetyczką w kierunku biurka. Niestety nie trafiłam. Tomlinson przetarł kark dłonią i spojrzał w dół.
-Jake ma rozdwojenie jaźni. Raz jest milutkim chłopcem ze swoim ukochanym króliczkiem, a następnie wcielonym psychopatą, który chce wszystkich pozabijać.- odpowiedział, a ja patrzyłam na niego jak na ostatniego kretyna. Zaraz... on jest ostatnim kretynem.
-Żartujesz?- szepnęłam, a on jedynie zaprzeczył ruchem głowy. W tym momencie zaczęłam w jakiś sposób doktorka podziwiać. Nie brak mu odwagi do zmierzania się z taką osobą. Żeby było jasne - nadal go nie lubię.
-Gotowa jesteś?- wstałam i włożyłam do tunelu białą spiralkę przypominającą kość. Na rękę wsunęłam kolczatkę i mogłam iść.
-Teraz tak. Czyli śniadanko najpierw?- uśmiechnęłam się do niego, a on podszedł do drzwi. Poszłam za nim i po chwili znaleźliśmy się w stołówce.

              Przed pokojem terapeutycznym poznałam ciekawą dziewczynę. Czarne włosy do ramion pasowały do jej owalnej twarzy. Piwne oczy podkreślały azjatycką urodę Jamie. Styl nie był aż tak daleki od mojego, ale ona nie lubiła tatuaży i piercingu. Jak tak można w ogóle. Siedziałyśmy na korytarzu i rozmawiałyśmy o bzdetach typu: szkoła, nowe smartfony, zainteresowania. Jej zdążyłam powiedzieć więcej w przeciągu pięciu minut niż doktorkowi w ciągu trzech dni. Oby mu nic nie gadała bo poćwiartuję tasakiem.
-U jakiego lekarza wylądowałaś?- spytała brunetka lecz po chwili dodała- Bo ja u McDuffa. Kojarzysz? Taki grubasek w okularkach.- Uśmiechnęłam się przypominając sobie jak wyobrażałam sobie psychiatrę. Myślałam, że sama trafię na jakiegoś debila w stylu właśnie pana McDuffa, ale nie... Trafiłam na przystojnego debila co to myśli, że skoro jest psychiatrą to mu wszystko powiem. Takiego wała!
-Tomlinson.- odpowiedziałam, na co dziewczyna rozszerzyła oczy, zmarszczyłam brwi. Co niby miał znaczyć ten wytrzeszcz?-Co?
-No bo... tego. Do Tomlinsona trafiają najgorsze przypadki. Coś zrobiła?- spojrzałam na nią jak na idiotkę. Ja? Najgorszy przypadek? To się ze sobą sprzecza nie ważne, z której strony na to spojrzysz. No dobra, ja rozumiem że próba samobójcza to jakaś tam "tragedia", ale żeby zostać, znów powtórzę, najgorszym przypadkiem to przesada. Na pewno jest tu multum ludzi, którzy próbowali zrobić to samo tylko w inny sposób. Na przykład tabletki, skoczenie z mostu, rzucenie się pod auto, specjalnie spowodowany wypadek lotniczy, wejście do klatki jakiegoś psa se wścieklizną... No istne Dumb Ways To Die.
-Przesadzasz, trafiłam do niego przypadkiem pewnie.- wzruszyłam ramionami na co pokręciła głową z poirytowaniem.  Naszą rozmowę przerwały cioty ze stołówki. Nie oszukujmy się oni dla mnie zawsze nimi będą. Peter podszedł do nas i przywitał się z Jamie buziakiem w policzek, co po chwili uczyniła reszta. Mówcie co chcecie, ale dla mnie to jest ohydne. Naprawdę. - Jesteście obleśni.
-Oh, wybacz. Nie zauważyliśmy cię.- mruknęła Milly dosyć niepewnie. Matko Bosko, kobieto! Obrażanie ludzi to majstersztyk, a ty to mówisz to tak jakbyś jaj nie miała.
-Za to ciebie widać pewnie nawet w Paragwaju.- odpowiedziałam za co dostałam w łeb od osiłka. Jak. Można. Uderzyć. Jakąkolwiek. Kobietę? Nawet jeśli jest taka jak ja? - Woo! Damski bokser.
-To ty jesteś za delikatna, księżniczko.- przestańcie z tą księżniczką. To męczące już jest. Nie mogliście mi jakiegoś innego przydomka podarować. Chociażby, a ja wiem... giermek?
-Skończcie wreszcie. Wasze sprzeczki robią się męczące.- Rose warknęła, wooow, że ją w ogóle na to stać! Wskazałam na szatyna, mówiąc tym samym "To wszystko jego wina, bo to on jest kartoflem", ale szybko dostałam w łapę od małego.
-Ręką się nie pokazuje, debilko!- wrzasnął na mnie, a moje oczy właśnie przypominały pięciozłotówki. Malutki, milusi Jake stał się... straszny. Naprawdę wyglądał teraz jak opętaniec. Zamglony i trochę zmrużony wzrok, poważna mina i ten głos, jakby nie jego.
-Milly! Leć po Tomlinsona!- wrzasnął Peter i wziął małego na ręce. On automatycznie zaczął się szarpać i wykrzykiwać przekleństwa. Szczerze? Trochę mnie ta sytuacja bawiła i trochę przerażała. Bo kurde małe, słodziachne dziecko staje się szatanem w drobnym ciele. Zwłaszcza jak mówił te wszystkie kurwy i pierdolenia głosem dziecka, ale wiecie takiego dobrze jebniętego. W ten oto sposób dostrzegłam kolejny powód dlaczego oni są świrusami, a ja nie.

          Po paru minutach pojawił się doktorek z jakimiś kolorowymi tabletkami w ręce. Peter położył małego na podłodze i przytwierdził do podłoża. Louis podniósł lekko głowę Jake'a, który nadal się wyrywał i klął, po czym wsadził do ust wszystkie pastylki. Podłożył mu pod nos wodę, którą szybko wypił. Jeszcze przez chwilę się szarpał aż w końcu zasnął. Mężczyźni usiedli zmęczeni, Tomlinson pod ścianą, a Peter na krześle przy Jamie. Podeszłam do szatyna i usiadłam obok. Dyszał ze zmęczenia. Jake dostał jakiegoś przypływu siły czy co?
-Co jest, doktorku?- spytałam, a on pokręcił głową i uśmiechnął się.
-Przypominasz mi teraz królika Bugs'a wiesz?- jak to mam już w zwyczaju trzepnęłam go w ramię. Wyciągnął telefon i napisał sms'a, do którejś z pielęgniarek żeby zaniosły Harrixa do jego pokoju.- Dzieciaki, dzisiaj nie będzie terapii. Możecie rozejść się do pokoi. Bez Jake'a to bez sensu.
I wiecie co? Upiekło mi się przez tą całą aferę. To będzie chamskie, ale... JESZCZE OSIEMDZIESIĄT SIEDEM DNI W TEN SPOSÓB!
***


Macie wcześniej. Boże... jeszcze wczoraj nie miałam żadnego pomysłu, a tu proszę 8)
Wyszedł JAKO TAKO. :C
Rozdział dedykuję mojemu kochanemu Anonimkowi ♥ I... co myślicie o zakładce "Pytania do bohaterów"? :3 Sama nie mam ask'a (BRAK FEJMU!), ale mogłabym założyć ^^.
Btw. Macie jarajcie się Andy i Tomlinson spędzili razem nockę. XD
Jest dużo błędów bo nie ma kto mi sprawdzić, zrobiłabym to sama, ale mam zapierdol w szkole. Zaległości po dwóch tygodniach zapalenia płuc same się nie nadrobią. A mam do zalcizenia w chuja sprawdzianów i jutro chemia. A jak pomyślę o Sieciach komputerowych... Matulo...
Branoc pyszczaki i do następnego!



wtorek, 22 kwietnia 2014

Nowy wygląd bloga :D

          Jak wam się podoba nowy wygląd bloga? ^^ Szablon wykonałam sama przy czym było trochę, dużo roboty. XD (czyt. 3h) Nie kraść, moje ♥

ROZDZIAŁ POJAWI SIĘ ZA 3 DNI (25.04.2014)  ^^


sobota, 12 kwietnia 2014

Terapia Druga



                Najgorsza rzecz o szóstej rano? Dźwięk przeklętego budzika.  Zwłaszcza jeśli masz ustawione ‘Wrecking Ball’.  Podobno jeśli ustawisz na dźwięk pobudki swoją znienawidzoną piosenkę szybciej wstaniesz żeby ją wyłączyć. W moim przypadku działało to  bezbłędnie. Szybko zwlokłam się z łóżka i wyłączyłam telefon.  W moich uszach wręcz dzwoniła piękna cisza. Westchnęłam  i  przetarłam ręką oko. Podeszłam do swojej walizki i wywaliłam z niej wszystkie rzeczy. Nie lubiłam porządku i jeśli był gdzieś, gdzie miałam przebywać szybko musiał się tam pojawić syf. Wzięłam do ręki czarne majtki i stanik w białe kropki. Groszki są sexy. Zaśmiałam się z własnej głupoty i weszłam do drzwi obok  biurka. Najwyraźniej jestem jedną z tych osób, które zasługiwały na własną łazienkę. Z tego co wyczytałam w Internecie takich pokoi było tylko sześć i w jednym z nich znajdowały się kamery. Raczej nie w moim, chyba że jakoś cholernie dobrze ukryte.  Rzuciłam bielizną na blat z umywalką i szybko ściągnęłam z siebie czarną koszulkę z logiem Guns’n’Roses i paskowane gacie, robiące za piżamkę. Otworzyłam drzwi od kabiny i puściłam zimną wodę.  Stopą zatkałam wylot w ten sposób sprawiając, że woda w basenie zaczęła się podnosić. Weszłam do środka i zamknęłam się. Chwyciłam do ręki truskawkowy żel pod prysznic i niechętnie przeczytałam jaki ma zapach. Nienawidziłam truskawek i wszystkiego co z nimi związane. Wylałam trochę jego zawartości na rękę i zaczęłam rozprowadzać  substancję po swoim ciele.   Nie zmywając z siebie piany wzięłam jakiś produkt do twarzy i ją umyłam.  Tutaj szybko przemyłam jedynie oczy, aby móc patrzeć na to co robię, a nie wściekać się na pieczenie.  Wlazłam pod strumień zimnej wody i jęknęłam czując jak po całym ciele przechodzi przyjemny i lodowaty dreszcz.  Następnie na moich włosach znalazł się szampon o zapachu mięty.  Przynajmniej ta woń była przyjemna.  Rozprowadziłam chemikalia po krwiście czerwonych końcówkach i spłukałam z siebie już wszystko. Odetkałam wylot i zakręciłam wodę.  Chwyciłam dwa ręczniki. Jednym się wytarłam i owinęłam ciało. Wycisnęłam jako tako wodę z włosów i ukryłam je pod drugim materiałem. Wyszłam spod prysznica i podeszłam do umywalki.  Z szafki pod nią wyciągnęłam pomarańczową szczoteczkę w opakowaniu. Odpakowałam ją i nałożyłam miętową pastę. Dla ciekawskich, mogłam spokojnie myć zęby z kolczykiem w ustach. W sumie to nie była moja jedyna ozdoba.  Wsadziłam szczoteczkę do ust i zaczęłam szorować białe, równe ząbki od czasu do czasu wypluwając ślinę.  Wypłukałam przedmiot i schowałam tam gdzie był, po to by przepłukać usta wodą. 

                Wyszłam z niezbyt ciekawej czarno-białej łazienki już w bieliźnie i makijażem.  Podeszłam do porozwalanych ubrań i nogą zaczęłam przegrzebywać powstałą górkę. Sięgnęłam ciemnogranatowe spodnie w kratkę, czarne skarpetki i bluzkę z napisem „Gazerock is not dead” i ogromną czaszką z tyłu.  Podwinęłam rękawy do łokci i usiadłam na kupie ciuchów. Otworzyłam drugą kieszeń walizki i wyciągnęłam z niej pasek z ćwiekami w kształcie piramidek i szelki w czarno-białą szachownicę. Zapinając to wszystko na spodniach doszłam do biurka, na którym poprzedniego wieczoru zostawiłam swoją biżuterię.  W pierwszej kolejności włożyłam do tunelu ozdobę w kształcie czarnej spiralki.  Do prawego ucha, gdzie miałam zwykłą dziurkę kolczyk w kształcie napisu ‘LOVE’ w cholernie jaskrawym odcieniu różu. Na rękę wciągnęłam  cztery gumowe bransoletki, z jakimiś wypisanymi pierdołami.  Przeczesałam ręką włosy zostawiając je rozczochrane i rozpuszczone. Gotowa usiadłam na łóżku i  wzięłam do ręki telefon. Ósma czterdzieści. Tak, kto jak kto, ale ja potrafię się grzebać. Mając dwadzieścia minut wolnego postanowiłam pograć w Rayman’a.

Przyjazne pokonywanie pnączy przerwało mi pukanie do drzwi. Jak mogłam się domyślić był to nie kto inny jak Tomlinson.
-Proszę.- mruknęłam a do środka wszedł szatyn. Nie raczyłam nawet na niego spojrzeć nadal grając. Wszedł głębiej i omiótł wzrokiem pokój. Pokręcił lekko głową i zaśmiał się.

-Jesteś tu dopiero paręnaście godzin i już zdążyłaś zrobić taki burdel?- spytał, a ja wzruszyłam ramionami odpowiadając.
-Lepiej mieć burdel w pokoju, niż pokój w burdelu, doktorku. – w tym momencie zastopowałam grę i usiadłam na skraju łóżka.  – To co na początek wielodniowej znajomości?
Uśmiechnął się i podszedł w moją stronę potykając się o mojego vans’a. Ups.
-Najpierw zjesz śniadanie, a potem oprowadzę ci po ośrodku, żebyś w razie czego się nie zgubiła.- przytaknęłam i wstałam, chowając komórkę do kieszeni. Pewnie o osobnym pomieszczeniu do jedzenia mogłam sobie pomarzyć, ale przynajmniej mam osobną łazienkę. Wyszłam razem z lekarzem i podążyłam za nim do stołówki znów podziwiając jak cholernie zielone są tutaj korytarze. Całą drogę nie odezwał się do mnie słowem co równocześnie mi się podobało, ale i wkurzało.  Mógł chociaż spytać czy mi się tutaj spodobać, chociaż i tak każdy dobrze zna odpowiedź, która brzmiała nie. Gdy doszliśmy do szklanych drzwi przepuścił mnie w nich przodem a ja przeżyłam koszmar. To było gorsze niż w publicznym liceum.  Darcie się, rzucanie jedzeniem i totalny brak zachowania przy stole. Doktorek chyba zauważył moją niechęć do tego miejsca bo położył mi dłoń na ramieniu.
-Spokojnie, nic ci się nie stanie jeśli wzbudzisz respekt względem siebie. Tylko nie bądź chamska…- od razu mu przerwałam.
-Ale ja jestem chamska z natury.
-Wiem, ale ostrzegam. Masz przypisane miejsce i właśnie tam usiądziesz.- Świeeetnie, nawet miejsca są wyznaczone. Jak już miałam trafić do wariatkowa to do najgorszego. –Na każdym posiłku są dyżury opiekunów. Radzę zachowywać się stosownie, bo jak mi podpadniesz nie będzie ciekawie.
-Już się boję. Czyim jesteś opiekunem?- zaśmiał się i pokręcił głową. Zatrzymaliśmy się przy jednym stoliku  z kartką ‘Dr. Louis Tomlinson’. Wokół mebla siedziały cztery osoby.  Krótko ostrzyżona blondynka z brązowymi, radosnymi oczami, umięśniony szatyn, czarnowłosa emówa, tak dosłownie styl sztucznego Emo, aż się wylewał i mały chłopiec o pyzatych policzkach. Jedno miejsce było wolne i chyba domyślam się dla kogo ono było.
-Żartujesz, doktorku.- warknęłam i ze zdenerwowaniem się odwróciłam do niego, przyciągając tym samym uwagę owej czwórki. Ten pokręcił głową na ‘nie’ i odsunął mi krzesełko. – Nigdy w życiu. Nie będę jadła z jakimiś świrusami.
-Oni nie są świrusami tylko pacjentami, takimi samymi jak ty. Tutaj nie musisz zachowywać się jak rozwydrzona księżniczka, bo nikt nie będzie spełniał twoich rozkazów. Chyba wystarczającym prezentem jest osobna łazienka, czyż nie?- prychnęłam i usiadłam. Zadowolony doktorek poczochrał mnie po włosach, a ja szybko strąciłam rękę. Nie jestem dzieciakiem, ani tym bardziej księżniczką. Moja wina, że nie cierpię zadawać się z ludźmi których nie znam, i poznawać nie zamierzam?
-Kochani poznajcie Andy. Jest moją nową podopieczną i mam nadzieję, że się dogadacie. Wrócę po ciebie księżniczko za półgodziny. Zdążysz zjeść prawda?
-Nie mów do mnie księżniczko, doktorku.- warknęłam i uderzyłam dłonią o blat. Mężczyzna uśmiechnął się i odszedł od nas by zająć miejsce wraz z pielęgniarkami, które śliniły się na jego widok i innymi lekarzami. Przejechałam po ich twarzach i z niechęcią westchnęłam. Wzięłam z talerza jedną z kanapek z serem i pomidorem po czym zaczęłam jeść.  Nawet się z nimi nie przywitałam, bo i po co? To tylko wspólne posiłki, miejmy nadzieję. Jednak blondynka miała inne plany.
-Cześć jestem Rosalie. Miło cię poznać Andy.- mruknęłam cicho i skinęłam.
-Ja jestem Peter- powiedział mocno zachrypniętym głosem osiłek, a ja cicho parsknęłam śmiechem, na co się skrzywił, ale kontynuował.- To Jake, a to Milly.
-No spoko, spoko.- mruknęłam i spojrzałam Peterowi w oczy. –Ale czy ja cię pytałam o to kim jesteście?- poczułam jak panna mroczna gromi mnie wzrokiem, a ja przeniosłam swoje poirytowanie na nią. Nic nie mówiłam, jedynie zadziornie się uśmiechałam. Wypiłam sok pomarańczowy do dna i czekałam, aż wróci pan opiekun. Spojrzałam na ręce i z niezadowoleniem stwierdziłam, że opadły rękawy. Podciągnęłam je do góry tym samym ukazując tatuaże na lewej ręce i mikrodermala w nadgarstku.
-Po co to robisz?- spytała Rose, a ja podniosłam pytająco brew.- No, po co kaleczysz swoje ciało?
Zaśmiałam się i pokręciłam głową.
-Tatuaże i kolczyki to nie jest kaleczenie swojego ciała. Nawet nasz doktorek ma pełno tuszu na rękach nie?- dziewczyna westchnęła i wskazała na mnie widelcem, na którym było jeszcze trochę jajecznicy.
-Mówię o cięciach. Przecież nie jestem głupia żeby tego nie zauważać.- prychnęłam pod nosem i spojrzałam na lewą rękę, która rzeczywiście była pełna cienkich kresek i dosyć świeżych strupów.
-Ah, o to ci chodzi. Każdy trafił tu z jakiegoś konkretnego powodu nie?- skinęli głowami, a ja oderwałam plaster z nadgarstka ukazując ohydną ranę i szwy. – Ja trafiłam właśnie z tego. Mniejsza z tym nie żałuję, że mnie odratowano, ale i nie żałuję tego co zrobiłam.- przerwałam na moment, ale ponownie zabrałam głos. – A wy z jakich powodów tu jesteście?
Popatrzyli po sobie niepewnie, ale odezwała się Milly. Wspominałam, że jest otyła? Nie? To już mówię jest cholernie gruba. Co dość śmiesznie wygląda z jej emowatym stylem.
-Byłam wyśmiewana w szkole…
-No i się nie dziwię.- przerwałam jej, a ona spojrzała na mnie smutno. Nie ruszyło mnie to.
-Co ty do nas masz, co?!- zdenerwował się Peter i wstał gwałtownie uderzając w stół.- Przychodzisz tutaj i zachowujesz się jak zołza! Obrażasz nas nic o nas nie wiedząc!
-Wcale nie chciałam tutaj być! Obrażam?! Mówię tylko prawdę i nie masz co się wpierdalać w to co mówię i myślę!- odwarknęłam i również wstałam opierając się o stół.
-To zachowaj te uwagi dla siebie! Nikt z nas nie ma ochoty ich słuchać!
-Przymknij ryj bo robisz aferę z niczego! Powinniście się przyzwyczaić do moich ciągłych tekstów, bo mam zamiar tu siedzieć do końca tej zasranej terapii i niszczyć wam życie! W szczególności jej!- warknęłam pokazując palcem na Milly. Tylko dlatego żeby zdenerwować bardziej Petera. W końcu na ranieniu ludzi ja znam się najlepiej. Przydatna umiejętność.  Odeszłam od stolika wywalając krzesło i pognałam do wyjścia ze stołówki.

               Byłam tak cholernie wkurwiona! Każdy kto mnie znał wiedział, ze bardzo łatwo mnie zdenerwować, a wtedy ja się nakręcam. I pecha ma ten kto akurat stanie mi na drodze. Nie zważając na nic szybko kierowałam się do swojego pokoju. Gdy byłam już blisko poczułam szarpnięcie i zimną ścianę za plecami. Między moją głową znajdowały się ręce doktorka.
-Co ty odwalasz, Rowlands?!- warknął niezadowolony. Dali mi ciekawego specjalistę, ciekawe czy specjalnie takiego żeby postarał się mnie opanować. Pewnie tak, ale ze mną nie ma tak łatwo.
-A co mam odwalać?! Powiedziałam co myślę! To jakiś pieprzony grzech, do kurwy?!- znów warczałam, jak na wszystkich w takich sytuacjach. Poczułam jak świdruje mój biust wzrokiem. No i mam na niego chwyt.  W końcu to mimo wszystko facet więc co się dziwić. Zamierzam wykorzystać moje cycki w każdej potrzebnej sytuacji, na swoją korzyść. Tak jak teraz.
-Przełożonemu chyba się nie spodoba, że molestujesz wzrokiem swoją pacjentkę, doktorku.- mruknęłam mu nad uchem, a on automatycznie przestał się gapić na moje wdzięki.
-Chyba zwariowałaś.- powiedział, a ja uśmiechnęłam się cwaniacko. Na jego twarzy jednak pojawił się szeroki uśmiech.- W sumie możesz mówić dyrektorowi co chcesz. Bo ja rządzę tą placówką. I jeszcze coś, moja droga. Czeka cię terapia grupowa.- oderwał ręce od ściany i odwrócił się w prawo, aby odejść. Patrzyłam na jego plecy przerażona, ale lada chwila wkurzyłam się jeszcze bardziej.
-POŻAŁUJESZ TEGO, TOMLINSON! ZOBACZYSZ!- krzyknęłam i weszłam do pokoju trzaskając drzwiami.
***


Dzieje się, dzieje! Z każdym rozdziałem coraz bardziej hmm? Jak przypada wam do gustu postać Andy, po dwóch rozdziałach?
Postacie Petera, Milly, Jake'a i Rose zostaną niedługo dodane do zakładki "Bohaterowie" ;)
Czytasz=Komentujesz!!!

poniedziałek, 7 kwietnia 2014

Terapia Pierwsza

          Patrzyłam niezbyt zaciekawiona na budynek znajdujący się przede mną. Wyglądał okropnie z zewnątrz - poszarzałe i popękane ściany, odpadający tynk i zasłonięte okna mimo słonecznej pogody.
Przeniosłam wzrok na drobną kobietę. Miała podkrążone oczy, cienkie spierzchnięte usta i ciasno związane włosy. Podeszłam do niej, a ona potarła moje ramię. Najwyraźniej nie była gotowa żeby przytulić własną córkę.
-Mamo, nie rób tego...- wyszeptałam, a ona blado się uśmiechnęła. Założyła kosmyk, moich rubinowych włosów za ucho. Zawsze tak robiła, gdy chciała mnie przeprosić za coś co musiała zrobić, ale tego nie chciała. Westchnęłam cicho i wbiłam swoje paznokcie w wewnętrzną część dłoni. Nie przedłużając tego, mama weszła do środka, a ja niechętnie za nią. Korytarz wyglądał o wiele lepiej. Odnowione, zielone ściany, jasne brązowe panele i mahoniowe krzesła. Ciekawe czemu akurat ten kolor. Podobno działa uspokajająco. W takim miejscu, się przyda dużo spokoju.  Podeszłyśmy do recepcji, gdzie siedziała otyła kobieta z mocną, czerwoną szminką na ustach i nierównych kreskach.
-Słucham?- powiedziała grubym głosem, a ja już wiedziałam, że się nie polubimy. Niestety, mam bardzo duże ambicje w obrażaniu ludzi. Między innymi. dzięki temu się tutaj znalazłam.
-Nazywam się Rose Rowlands. Byłysmy umówione do doktora Tomlinsona.- powiedziała mama, a ja już układałam sobie w wyobraźni wygląd mężczyzny. Dość stary, przy kości, w okularkach i z irytującym, świdrującym spojrzeniem. Tak właśnie wyobrażałam sobie lekarzy z tej dziedziny.
-Oczywiście, już po niego idę.- odpowiedziała i wstała z krzesełka z niemałym skrzypnięciem. Miałam ochotę parsknąć śmiechem, ale jedyne co zrobiłam to nikle się uśmiechnęłam. Niestety, nie umknęło to uwadze mojej mamy, która skarciła mnie wzrokiem. Po niedługiej chwili z pokoju obok recepcji, wyszła kobieta razem z młodym mężczyzną. Niebieskie oczy, kilkudniowy zarost, wąskie usta i nienagannie ułożone włosy. Spod długich rękawów koszulki, można było zauważyć tatuaże. Miała pójść po doktora, a nie po jakiegoś pacjenta, praktykanta czy kim on tam był. Podeszli do nas, a on uśmiechnął się lekko w moją stronę.
-Witam, nazywam się Louis Tomlinson. Od dzisiaj będziemy codziennie spędzać ze sobą przynajmniej dwie godziny.- powiedział i wysunął w moją stronę dłoń, którą uścisnęłam, nie przedstawiając się.
-Dzień dobry, doktorze. To jest właśnie Andy. Przepraszam, że tak wygląda. Nie chciała założyć niczego innego.- powiedziała matka, a ja poczułam jak ściska mi się ze złości w żołądku. Czy ona naprawdę pierwsze co ma do powiedzenia mojemu psychiatrze to mój strój?
-I bardzo dobrze.- spojrzałam na niego zaciekawiona, a on widząc mój wzrok kontynuował.- Lubie kiedy moi pacjenci są szczerzy w pokazywaniu siebie. Łatwiej mi wtedy do nich dotrzeć.
To się jeszcze okaże. Zaprosił nas do gabinetu, a ja ponownie złapałam rączkę swojej walizki i razem z mamą poszłyśmy za nim. Pomieszczenie było utrzymane w dość ciemnych tonach co mi się bardzo spodobało. Nie żebym była kipiała sztucznym mrokiem czy coś, ale w takich miejscach łatwiej mi zamknąć się w sobie. Doktor razem z mamą omawiali mój pobyt tutaj, a ja niezainteresowana ich rozmową wyjęłam z kieszeni moją Lumię. Chciałabym Iphone'a, ale mam dużą tendencje do rzucania telefonem, więc wiadomo czemu nie posiadam cuda Apple'a. Włączyłam ambitną grę z nazwą "Flappy Bird", która o dziwo zamiast mnie denerwować działa uspokajająco. A tego mi w najbliższym czasie będzie dużo potrzebne.
-Andy, twoja mama już idzie. Nie pożegnasz się?- spytał szatyn, a ja przeniosłam wzrok z ekranu na mamę. Odłożyłam urządzenie na blat biurka i stanęłam naprzeciw kobiety. Spojrzałam w dół, bo była ode mnie sporo niższa. Wzrost niestety odziedziczyłam po tacie.
-Nie zostawiaj mnie tutaj.- szepnęłam, a ona jedynie się do mnie uśmiechnęła i wyszła z pomieszczenia. Jak mogła?! Opuszcza mnie na prawie dwa miesiące, zostawiając z wariatami i nawet jej nie stać głupie "do zobaczenia", albo chociaż "Pa"? Westchnęłam głośno i przejechałam ręką po karku.
-To jak? Uda mi się wreszcie zamienić z tobą słówko?- odwróciłam się do mężczyzny przodem i powiedziałam lekko zirytowanym tonem.
-Nie jestem świruską.- on zachowując powagę odpowiedział.
-Nikt tak nie twierdzi, Andy.- prychnęłam i usiadłam z powrotem na fotelu. - Więc ile masz lat?
-Masz wszystko w papierach.- odpowiedziałam, co przyjął ze stoickim spokojem. Znów zaczęłam być wredna i opryskliwa. Prawdziwa natura przedostała się przez maskę osoby nie do ruszenia.
-Owszem mam, ale miło byłoby to usłyszeć.
-Nie wiem po co zadajesz zbędne pytania.
-Od kiedy jesteśmy na "ty?".- spytał lekko się uśmiechając i uniósł brew do góry. Wzruszyłam ramionami w odpowiedzi.
-Zaprowadzisz mnie do mojego pokoju? Musisz się zająć wariatami.- mruknęłam i wstałam z siedzenia. On także podniósł tyłek z biurka i zgromił mnie wzrokiem.
-Czemu mówisz, że są wariatami?
-W końcu tutaj trafili. To jasne, że nimi są.
-Więc uważasz się za jedną z nich?- parsknęłam śmiechem, ukazując smiley'a tkwiącego w moim wędzidełku.
-Chyba sobie żartujesz. Ja jestem od nich inna. Nie jestem taka jak oni.- warknęłam a on uśmiechnął, się odpuszczając. No i takim sposobem poznałam kolejną osobę, której nie polubię. Machnął ręką w geście, abym za nim szła co też uczyniłam, znów biorąc walizkę. Weszliśmy po kręconych schodach, na górę. Gdzie było multum ponumerowanych pokoi. Na, niektórych były różne napisy, utworzone markerem, inne podrapane lub w stanie nie naruszonym. Trochę przerażająco to wyglądało. Gdzie ja trafiłam... Lekarz wszedł do pokoju z numerem "38", a ja zaraz za nim. Wnętrze było nawet w porządku. Morskie ściany, białe meble i ciemna podłoga. W rogu stało małe łóżko, obok komódka. Na prawo znajdowała się szafa oraz krzesło obrotowe z biurkiem. Pomieszczenie było naprawdę zadbane.
-Tutaj będziesz mieszkać. Możesz sobie urządzić pokój jak tylko sobie zażyczysz, pomijając jakieś generalne remonty.- znaczy, że chodziło mu jedynie o dodatki. Skinęłam głową i rzuciłam torbą na łóżko.- Zmęczona podróżą?
-Może trochę.- mruknęłam wchodząc głębiej. Usłyszałam jak się zaśmiał i lekko się skrzywiłam. Usiadłam na łóżku, a Tomlinson na krześle.
-To co porozmawiamy trochę o tobie, czy chcesz się najpierw zaaklimatyzować? - odpowiedź przyszła bardzo szybko.
-Zostanę i się już położę.- nadal utrzymywałam nieprzyjemny ton. Dlaczego? Chciałam go do siebie zrazić, tak jak zwykle to robiłam. W końcu byle jaki doktorzyna nie zmieni moich upodobań i charakteru.
-Zgoda. Przyjdę po ciebie jutro o dziewiątej. Masz być już ubrana, umyta i takie tam.- przewróciłam oczami i skinęłam. Mężczyzna wyszedł z pomieszczenia. Przejechałam dłonią po twarzy. To będą długie miesiące wśród bandy kretynów.

***


Od razu podkreślam, że ja jako autorka nie mam na myśli obrażania innych ludzi w moim opowiadaniu. Przedstawiam jedynie postawę oraz charakter głównej bohaterki. :)
Pozdrawiam, i jeśli przeczytałeś: SKOMENTUJ!

sobota, 5 kwietnia 2014

Prolog

 "Udaję radość, której we mnie nie ma, ukrywam smutek, żeby nie martwić tych, którzy mnie kochają i troszczą się o mnie. Niedawno myślałam o samobójstwie. Nocą, przed zaśnięciem, odbywam ze sobą długie rozmowy, staram się odegnać złe myśli, bo byłaby to niewdzięczność wobec wszystkich, ucieczka, jeszcze jedna tragedia na tym i tak już pełnym nieszczęść świecie."
~Paulo Coelho

 "Taki jest jednak zawsze pierwszy odruch beznadziejności: wiara, że w samotności cierpienie zahartuje się i wysublimuje jak w ogniu oczyszczającym. Mało ludzi potrafi naprawdę znieść samotność, ale wielu marzy o niej jak o ostatniej ucieczce. Podobnie jak myśl o samobójstwie, myśl o samotności bywa najczęściej jedyną formą protestu, na jaką nas stać, gdy wszystko zawiodło, a śmierć ma w sobie jeszcze ciągle więcej grozy niż uroku."
~Gustaw Herling-Grudziński

"Że ktoś się zabija, bo jest, to rozumiem; ale zabić się z powodu jakiejś klęski, tzn. cudzej opinii - to przekracza moje rozumienie. A przecież niemal wszystkie samobójstwa stąd się biorą. Gdyby cała ludzkość napluła mi w twarz, oczywiście bym to zauważył, ale nie wyciągnąłbym z tego konsekwencji."
 ~Emil Cioran

"Obsesja samobójstwa to właściwość człowieka niezdolnego już ani do życia, ani do śmierci, którego uwaga nigdy nie odrywa się od tej podwójnej niemożności."
~Emil Cioran

Welcome to the show!

          Welcome my sunshine! Dokładnie tak, witam bardzo serdecznie na nowym blogu PSYCHOPATHIC LOVE. Jestem Andyx i bardzo się cieszę, że trafiłeś właśnie tutaj!

          Przejdźmy więc do konkretów. Blog jak można się domyśleć po nagłówku dotyczy One Direction i jeśli komuś to nie pasuje polecam nacisnąć czerwony krzyżyk, wyłączający przeglądarkę :3
Opowiadanie nie będzie jakieś żmudne typu "Och, jak ja cię kocham!" ; "Jesteś moim tlenem, a tlenu potrzebuję do życia". SRATATATATATATA! :D Miłość? Będzie, jasne że będzie, tyle że nie przesłodzona bo to ohydne. ;-;

           Chcę ukazać miłość, jako nie idealną i pełną przeszkód. Dość nietypową i trudną. Właśnie tak przedstawię historię Andy Rowlands.

WSZYSTKIE PODOBIEŃSTWA DO INNYCH BLOGÓW SĄ PRZYPADKOWE.