środa, 13 sierpnia 2014

1.



                Siedziałam na krześle niecierpliwiąc się powoli. Pielęgniarka Allison Grant, spóźniała się już dobre dwadzieścia minut, kiedy skserowanie papierów miało jej zająć jedynie trzy sekundy. Mama spokojnie czekała na fotelu, kiedy ja zaczęłam się wiercić i przygryzać wargę ze zdenerwowania. Bo, Matko Święta, ile można czekać na dokumenty, skoro ksero jest dwoje drzwi dalej?
-Dy, uspokój się.  – zaczęła matka – Pani zaraz przyjdzie.
                Kilka siwych włosów wśród ogólnej czerni było wplątanych w ciasnego koka przy samej szyi. Ta fryzura dawała mojej rodzicielce jeszcze bardziej surowy wygląd uwzględniając także prosty, lekko zakrzywiony nos, wąskie usta i spracowaną, zmęczoną twarz. Każdy normalny człowiek, z krztą dobroci i współczucia bez wahania by stwierdził, że tak kobieta w życiu wiele przeszła. I wcale by się nie mylili. Niestety ja nie zaliczam się ani do jednych, ani do drugich i nie mam do niej szacunku.
Niewdzięczna? Możliwe. Rozpuszczona? Na pewno nie. Wyrachowana? Raczej tak..
                Zaczesałam kilka kosmyków czerwonych włosów za ucho i podkuliłam do siebie kolano, wygodniej siadając na drewnianym, twardym jak diabli krześle. Do pomieszczenia weszła panna Grant, automatycznie przybierając przepraszającą minę.
-Proszę wybaczyć, że tak długo to trwało. Były małe komplikacje.- wymruczała pod nosem i usiadła na jednym z dwóch krzeseł  naprzeciw nas. – Doktor aktualnie przeprowadza terapię i wstąpi do pań za kilka minut. Mogę zaproponować kawę lub herbatę.
-Dziękujemy obejdzie się.- mama mocniej ścisnęła pasek od czarnej, skórzanej torebki. Też już się niecierpliwiła, jednak nie dała tego po sobie poznać. Ta jej postawa doprowadza mnie do szału.
Oparłam głowę o oparcie krzesła i wyciągnęłam z kieszeni telefon.  Zanim łaskawy doktorek ruszy swój tyłek tutaj na pewno trochę minie, więc przynajmniej sobie w coś pogram. Padło na Raymana, zresztą jak zwykle. 




                Drzwi otworzyły się z lekkim skrzypnięciem. Automatycznie przeniosłam wzrok na mężczyznę ubranego w czarne, niezbyt obcisłe rurki i lekki nieco przyduży podkoszulek z logo „The Rolling Stones”.  Wyglądał na maks 24 lata, co oznaczało że musi być jednym z pacjentów.
-Doktorze Tomlinson.- matka wstała i podeszła do szatyna. – Miło znów pana widzieć.
Co. Co. Co. Co? Doktorze? Ten gościu, który wygląda na naprawdę młodego faceta jest tym wykwalifikowanym doktorem? Poważnie?
-Panią również, pani Rowlands.  Jak zwykle wygląda pani pięknie.- parsknęłam cicho, zwracając tym samym na siebie jego uwagę. Pierwsza cecha: Kobieciarz. – Ty musisz być Andy. Twoja mama wiele mi o tobie opowiadała.
-Oh, nie wątpię.-  stanęłam obok matki i wymieniłam z nim uścisk dłoni. Miał długie palce i ciepłą rękę.
-Allison, będzie się tobą zajmować po za terapiami. – wskazał na miejsca siedzące, na których po chwili cała nasza czwórka się znalazła.
-Znaczy, że będzie podawać mi prochy?- spytałam wkładając ręce do kieszeni jeansów.  Mężczyzna  spojrzał na mnie spod ściągniętych brwi.
-O ile jakiekolwiek dostaniesz, Andy. Jej zadaniem będą dokładne oględziny twojego ciała przed każdą kąpielą. Chyba sama wiesz dlaczego.- znaczy, że mam przed nią paradować nago?
-Nawet kusząca propozycja, ale ta kobieta w ogóle mnie nie pociąga.- mruknęłam pod nosem i podwinęłam rękaw bluzy.
-Andy!- skarciła mnie szybko matka i uderzyła pod biurkiem w udo. Syknęłam lekko, nie mogłaś w drugie? Wyłapałam wzrokiem jak doktorek ukrywa lekki uśmieszek, przynajmniej humor mamy podobny.  Szatyn przesunął w naszą stronę dwie kartki. Obie były formularzem. Złapałam jedną i zaczęłam dokładnie czytać każdy punkt regulaminu. Moje brwi powędrowały w dół, bo zaczęłam się skupiać na czarnych literkach.
- Pacjenci zobowiązani są stawiać się co rano, jaki i wieczorem na zbiórkę.- Jak w wojsku. – Każdy pacjent ma przydzieloną pielęgniarkę, do której należy się odnosić z szacunkiem. – Tak, jasne. –Pacjenci mają obowiązek pojawiać się punktualnie na przydzielonych terapiach. –Jeśli nie zaśpię, nie ma problemu. – Od godziny siedemnastej do dwudziestej pacjenci pomagają w placówce. Dobra, co to ma być? Myślałam, że to szpital a nie baza wojskowa.  –rzuciłam papier na stół i opierając dłoń na nim wstałam szybko. Matka skarciła mnie niemo, blondyna uniosła brew, a doktorek splótł przed sobą palce i oparł na nich swoją głowę.
-Już wiem, co miała pani na myśli mówiąc, że ta dziewczyna nie panuje nad emocjami, pani Rowlands.  Posłuchaj mnie, moja droga. Jesteś tu aby się wyleczyć z twoich wszystkich przypadłości, ale i nauczyć się dyscypliny, której najwyraźniej nauczona nie jesteś.- Brawo. Nawet bym wzięła to sobie, do serca gdyby nie to, że właśnie skarciłeś nieumyślnie moją matkę. Uśmiechnęłam się szeroko i wyciągnęłam długopis z jego kitla. Szybko naskrobałam tam swoją pierwszą literę imienia i całe nazwisko. – Nie przeczytasz reszty?
-A co by to zmieniło, doktorku? Tak czy siak będę musiała tu zostać, niezależnie od waszych regulaminów.




                Bez słowa pożegnania, mama opuściła placówkę, zostawiając mnie w rzeźni dla wariatów. Szliśmy z doktorkiem zielonym, dość szerokim korytarzem. Podobno zielony uspokaja, ciekawe czy to prawda. We mnie na przykład, aktualnie dominowała ciekawość i irytacja, a nie spokój i hart ducha. Minęliśmy recepcję, której strzegł cerber. Żartuję. Za ladą siedziała otyła kobieta, na oko koło czterdziestki. Na jej oczach widniały nierówne kreski zrobione eyelinerem i trochę skruszonego tuszu, usta miała krwistoczerwone co nijak pasowało do jej fioletowej, obcisłej koszuli i legginsów. Miałam wrażenie, że widzę hipopotama w o wiele za małych stringach, a nie strudzoną pracą kobietę. Czujecie ten sarkazm? Idąc parę kroków za Tomlinsonem miałam dobry widok na jego umięśnione barki. Przez jedno ramię miał przewieszony biały materiał, chyba nie lubił go nosić. Spod długich rękawów jego bluzki widniało kilka tatuaży, uśmiechnęłam się lekko na ich widok. Ciekawe czy kiedyś będę mogła zobaczyć wszystkie, nawet te najlepiej ukryte.  Moje spojrzenie wylądowało nieco niżej, lądując na kształtnych pośladkach doktora. Oblizałam górną wargę zahaczając o smileya, tkwiącego w moim wędzidełku. O ile dobrze pamiętam to był szósty kolczyk jaki zrobiłam.
-Więc, masz dziewiętnaście lat?- spytał, nawet się nie odwracając i spoglądając na zegarek tkwiący na lewym nadgarstku.
-Wszystko masz w papierach.- odpowiedziałam zbywająco.




                Siedemdziesiąt siedem. Dokładnie taki miał numer mój pokój. Jeśli dobrze pamiętam z lekcji religii, na których bywałam naprawdę rzadko bo e-pet i obrzydliwy hamburger w szkolnym sklepiku były ważniejsze, ta liczba oznaczała nieskończoność. Szatyn pchnął drzwi i przepuścił mnie pierwszą. Ściany były utrzymane w  morskim kolorze, a wszystkie meble były białe.  Pościel w czarną zebrę, szczerze mówiąc poczułam się jak w pokoju koleżanki, a nie psychiatryku dla małolatów.
-Możesz go urządzić, jak tylko ci się podoba.- rzuciłam swoją sportową torbę, w której miałam  większość swoich rzeczy na łóżko, a sama opadłam na obrotowe krzesło. Zgadnijcie jakiego koloru. –Oprócz generalnych remontów.- dodał, a ja spojrzałam na niego spod uniesionych brwi i obdarzyłam go cwanym uśmieszkiem.
-Dzięki za ostrzeżenie. Bo wiesz, właśnie miałam dzwonić po ekipę budowlaną.- mruknęłam i zakręciłam się wokół własnej i krzesełkowej osi.
-Chcesz spać, czy porozmawiać?- spytał, a ja lekko przygryzłam wargę i zwęziłam brwi, zastanawiając się nad odpowiedzią. Zasnąć, nie zasnę, bo nie potrafię w pierwszą noc spać spokojnie w nowym miejscu, ale gdybym to powiedziała zostałabym sama. Z drugiej jednak strony jeśli by został mogłabym trochę się dowiedzieć o placówce. Więcej niż z ich oficjalnej strony internetowej. Przeniosłam się na, o dziwo, wygodne łóżko siadając po turecku.
-Pytanie za pytanie.- zaproponowałam, na co skinął głową i usiadł na moim wcześniejszym miejscu. – Zaczynaj. – Nie trzeba było go długo zachęcać, bo od razu przeszedł do konkretów.
-Wiesz dlaczego tu wylądowałaś?- odpowiedź nadeszła automatycznie.
-Oczywiście, że wiem. Próba samobójcza, nadpobudliwość, nerwowość i „depresja”.- przy ostatnim słowie zrobiłam cudzysłów w powietrzu. Nie miałam jej, gdybym miała nic by ze mnie nie wyciągnął, czułabym się zagubiona i niepewna. A tak nie było.  Już otwierał usta, żeby zadać kolejne pytanie, ale przerwałam mu machając oskarżycielsko palcem –E, e. Moja kolej. Jak długo tu pracujesz?
-Dwa lata.- oparł łokcie o swoje kolana, a głowę na zwiniętych w pięści dłoniach. Kiwnęłam głową, pokazując że załapałam.  – Ile masz tatuaży? – jeśli trzymałabym teraz szklankę w dłoni, to szybko znalazłaby się na podłodze. Co to ma kurka do rzeczy?
-Dziewięć.  Tyle, że zajmują naprawdę dużo miejsca. Żebyś widział moją matkę, gdy przyszłam z konturami tego.- uniosłam w górę prawą dłoń i pokazałam węża, wijącego się od mojego ramienia aż do dłoni, gdzie na kciuku i palcu wskazującym widniały jego rozwarte lub zamknięty szczęki. Wszystko zależało od ułożenia ręki.
-Chyba rzeczywiście chciałbym to zobaczyć. Twoja matka wydaje się bardzo odpowiedzialną i poważną osobą.- kiwnęłam twierdząco. Była taka, dokładnie ją opisał w dwóch słowach.
-Czasami jest też cholernie wkurwiająca.- oparłam się plecami o chłodną ścianę i zakładam ręce pod głowę.
-Czemu tak uważasz?- uśmiechnęłam się zwycięsko.
-Wiesz, że właśnie zmarnowałeś swoje pytanie?

•○•○•

Witam w odmienionym Psychopathic Love!
Zaplanowanie tego na nowo, na prawdę długo mi zajęło, ale uważam że teraźniejsze PL bardziej wam się spodoba. Jestem tego wręcz pewna, ale to zależy od was.
Przepraszam za dziecinną, Dy. Jednak ona właśnie taka ma być. To rozwydrzony bachor, który popada w kłopoty na każdym kroku i z niczym się nie liczy.
Nie będę określać ile ma się pojawić komentarzy, żeby dodać next bo mimo prawie 9k wyświtleń i 11 obserwatorów podejrzewam, że komentarzy będzie max 5.

Przepraszam was bardzo, że musieliście tak długo czekać. Jednak się doczekaliście. 
Nie jestem dobra w obietnicach i zamiast obiecanego oneshota wstawiam wam rozdział. Mam nadzieję, że mnie nie zabijecie.

Bardzo Was kocham i buziaczki dla wszystkich.
xoxo

14 komentarzy:

  1. ale zajebiście, że dodałaś!! już sie nie mogę doczekać nexta!! weny i buziole ;**

    OdpowiedzUsuń
  2. łhihihihi...to jest piękne ! <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Zajebiaszczy rozdział! ^^ Całe szczęście tak długo nie czekaliśmy :) Szkoda trochę tego Twojego zeszytu, ale może coś zmienisz, coś dodasz i opko będzie jeszcze zajebiaszczejsze :D I super szablon ^^ Mam nadzieję, że nie będę musiała długo czekać na next'a ;) Dużo weny i zdrowia (zwłaszcza psychicznego) życzę ;D <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo! <3
      Jeśli mam być szczera to aktualne PL wydaje się o wiele bardziej ciekawe. Tak, szablon mi się bardzo podoba, dlatego go wybrałam :3
      Za tydzień jadę do psychiatry, więc powinno być dobrze z moim zdrowiem. :D
      Ps. Dlaczego mój lekarz to kobieta? D: Mogli by mi dać takie Louisa... ;D
      <3

      Usuń
  4. Zostałaś nominowana do nagrody Versatile Blogger Award. Więcej szczegółów na http://guardian-angel-harry-styles.blogspot.com/2014/08/the-versatile-blogger-award.html. Gratuluję :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetny rozdział ! Naprawdę masz ogromny talent :)
    czekam na kolejny <3
    pozdrawiam x
    @yolukeyx

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetny rozdział żałuję dopiero teraz przeczytałam ale nie miałam wcześniej czasu. Powodzenia w pisaniu ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Świetne! Myślę, że nowe PL będzie lepsze ale tamto było super.
    ~Aga

    OdpowiedzUsuń